Menu
- Artykuły
- Ludzie
- Szlaki
- Zobacz trasy narciarskie
- Profile
- Prywatyzacja PKL - opinie
- Olimpiada w Tatrach - opinie
- Konkursy
- Galeria zdjęć
- Filmy
- Pogoda
Współpraca
Zaloguj się
Artykuły
Zakopiańska dusza towarzystwa
Dodano: Poniedziałek, 3 październik 2011 / Ilość wyświetleń: 5823- Pochodzi pani ze starej góralskiej rodziny góralskiej Janików.- Mój pradziadek był pierwszym kościelnym na Pękowym Brzyzku u księdza Stolarczyka. Nazywał się Wojciech Janik. Żył 100 lat. Zostało nas niewielu. Było nas 2, brat w listopadzie ubiegłego roku zmarł. Też był narciarzem, jeździliśmy razem po Kasprowym. Pozostali członkowie rodziny - pomarli wszyscy.
- Skąd pani pochodzi?
- Z ulicy Kościeliskiej. Na ulicy Kościeliskiej jest nasz rodzinny dom. Jest na nim napisane: zabytkowa rodzina Janików. Tam mieszkałam 25 lat, potem wybudowaliśmy dom pod Lipkami, tam mieszkałam, gdy wyszłam za mąż, ok. 35 lat. Następnie zostawiłam go córce, i przeniosłam się tu - do domu, też przy Lipkach.
Dużo sławnych ludzi stołowało się u mnie. Robiłam też różne wesela. Teraz tu mam taką "babcyną jatę", też organizowane są tu różne imprezy.
- Co rok organizowane jest też przez mieszkańców Święto Ulicy Kościeliskiej.
- Robimy je bardzo uroczyście w ogrodach w zabytkowym domu przy ul. Kościeliskiej.
- Rodzina Karpieli Bułecków, jeśli chodzi o męską linię, znana jest z 2 dziedzin: muzyki i architektury.
- Mój syn Jan, który ma 55 lat, jest bardzo dobrym architektem i dobrym muzykantem. Jak ktoś mówi, że on jest muzykantem, to się denerwuje, mówi: mam przecież zawód: architekt. Jego syn wraz z kolegą Steindlem też ma swoją pracownię architektoniczną. Robili projekty m.in. sławnym ludziom. Wnuk Sebastian, który śpiewa w Zakopower, też jest architektem, choć teraz zajmuje się głównie muzyką. Wielu ludzi zna mojego syna, a teraz wnuka, który tańczy z gwiazdami. Stanisław Karpiel Bułecka. On jest głównie narciarzem, freestylowcem. Podobnie jak Szczepan, czołowy zawodnik w tym sporcie.
Mój mąż był znanym muzykantem i tancerzem. Chłopcy maja to po ojcu. Spryt mają do sportu, do tańca.
- A kobiety w pani rodzinie? Podobnie?
- Dziewczyny mniej, ale moja córka podczas studiów należała do zespołu "Skalni". Ja przez lata należałam do zespołu im. Klimka Bachledy. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy. W 1966 roku byliśmy z zespołem w Ameryce, wtedy płynęliśmy "Batorym". Ostatnio byłam w Ameryce i przywiozłam takie pamiątkowe zdjęcia czarno- białe właśnie z naszych występów w 1966 roku. Zdjęcie podpisane jest "Jadwisia spod Regli" - taki tytuł miał spektakl, który wystawiliśmy w Chicago w 1966 roku. Teraz w maju błam na weselu w Chicago i kuzynka dała mi to zdjęcie.
- Wspomniała pani o nartach i Kasprowym.
Do dziś jeżdżę. Jak jest czas, jedziemy w Dolomity. Dawniej na Kasprowym było łatwiej z biletami. Niedawno była u mnie aktorka Alina Janowska. Dawniej z nią jeździłam na Kasprowym na nartach, i z wieloma innymi babkami. Wspominałyśmy, jak na Gąsienicowej wchodziłyśmy poza kolejką. Ja mówiłam, że jestem żoną kolejarza, a do niej mówiłam: " ciebie już wszyscy znają i wiedzą, żeś aktorka". I tak wchodziłyśmy...
- Zawsze podczas uroczystości i spotkań jest pani pięknie ubrana, po góralsku.
- Tak, Stroje szyje mi pan Andrzej Siekierka, projektant z Suchego. Niektóre są stylizowane. Bo co się w tej góralszczyźnie zmieni? Niebawem w Jasnym Pałacu ma być wystawa moich strojów.
Jest znana ze swojej kolekcji strojów góralskich. Na zdjęciu - z kolekcja góralskich chust. Fot. Agnieszka Szymaszek
- Odwiedzają panią różne osobistości z Polski. Co ich do pani i na Podhale tak przyciąga?
- Może to, że zawsze rozmawiamy. O muzyce, strojach. Nie o polityce. Jest tych ludzi dużo...
- Co pani prywatnie lubi robić?
- Tańczyć lubię. Wychodzę często z domu, prawie nigdy mnie nie ma. Proszą mnie na każde wesele, na chrzciny. 26 czerwca byłam zaproszona na 5 wesel. Jednego dnia byłam na 2 weselach. Drugiego - na dwóch. Na piąte już nie zdążyłam. Przez lata prowadziłam i dalej prowadzimy zimą przy wyciągu narciarskim nieduży bufet. Można zjeść pierogi, bigos. Przez lata stołowałam wielu znanych ludzi z różnych stron świata. Jadał u mnie m.in. aktor Jerzy Bińczycki. Akurat wtedy w filmie "Noce i dnie" bohater, którego grał, umarł. Po skończonym serialu pan Bińczycki wchodzi do mnie po schodach, a ja mówię: "To pan jeszcze żyje?".
- Czy dziś są jeszcze tradycyjne góralskie wesela?
-Są. Najpierw jadą koniami. Młoda pani wysyła drużbów po młodego pana. Przyjeżdżają do domu. Choć teraz czasem w lokalu jest błogosławieństwo. Potem cały orszak jedzie do ślubu. A potem na wesele do lokalu, karczmy. Wesela są na 300 - 400 osób. A gdy teraz byłam w Chicago, uczestniczyłam w weselu, gdzie było 600 osób. Dawniej się bili o taniec, o muzykę, o dziewczyny. Dziś są 2muzyki: pańska i góralska. Potem towarzystwo się rozchodzi, nikt się nie bije. A dawniej bitki były na poważnie, czasem się i udało zabić...
- Czy potrafiłaby ani żyć z dala od Podhala i gór?
- W żadnym wypadku. Zjeździłam świata dość dużo, dość długo żyję. Ale choćby mi nie wiadomo co dawali, tu mam taki widok, że tylko tu...
Rozmawiała: Agnieszka Szymaszek