Menu

Współpraca

Zaloguj się

Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta w naszym serwisie, zarejestruj się już teraz.
Zapomniałeś hasło? Kliknij tutaj.

Ludzie

Zaczarowana Tatrami, nartami i Kasprowym...

Dodano: Sobota, 9 luty 2008 / Ilość wyświetleń: 11701<i>...Wzrastała w atmosferze narciarskiej przygody...</i><br />Fot. Z archiwum Wojciecha Szatkowskiego

Anna Waga-Popieluch urodziła się 29 kwietnia 1927 r. w Zakopanem w słynnej sportowej rodzinie Bujaków. Fantastycznej rodzinie, w której całe życie "kręciło" się wokół gór i nart. Od małego wzrastała w atmosferze narciarskiej przygody, w atmosferze pracowni ojca - wypełnionej zapachem smarów, w której wytwarzał drewniane narty, kijki, sprzęt sportowy.

A że Franciszek Bujak był miłośnikiem narciarstwa, to ojcowska pasja udzieliła się także i jego dzieciom. Pierwsze kroki Anna stawiała z siostrą Ewą pod opieką ojca na nartach z jego wytwórni niedaleko domu. Potem przyszedł czas na narciarski "chrzest" na Gubałówce, a wkrótce i na Kasprowym Wierchu. Kiedyś zimą była z ojcem na Kasprowym i zauważyła piękną jazdę instruktora. Jego ewolucje na nartach, efektowne skręty i nienaganna technika wywarły na niej głębokie wrażenie. Był to znany polski alpejczyk, późniejszy trener kadry, świetny narciarz i trener zakopiańskiej "Wisły", Jan Lipowski. Podobno zachęciła wtedy ojca, aby ten poprosił Lipowskiego, by z nią trochę pojeździł. Udało się i pod okiem Lipowskiego zaczęła stawiać pierwsze kroki na nartach w prawdziwych górach, na Kasprowym. Na tym właśnie szczycie osiągnęła najwięcej sukcesów narciarskich. A potem narty otwarły jej drogę w szeroki świat sportu, narciarstwa, startów. Wtedy też obie siostry Bujakówny: Anna i Ewa, zapisały się do "rodzinnego" klubu Bujaków, SN PTT, który w tym okresie był prawdziwą potęgą w polskim narciarstwie.

Narciarka oraz architekt.
Fot. Z archiwum Wojciecha Szatkowskiego

Anna Waga-Popieluch, wówczas Bujak, brała udział w pierwszych powojennych zawodach w Suchym Żlebie na Kalatówkach w 1945 r. Wygrała też bieg zjazdowy pań podczas I. Memoriału Bronisława Czecha (marzec 1946), w których startowały oprócz Polek także alpejki z Węgier (trasa Kasprowy Wierch - od "dzwonu" do Kuźnic! - przyp. W.S), a w slalomie była 3. Jej zwycięstwo wzbudziło nie lada sensację w gimnazjum, do którego uczęszczała. Zwyciężyła także w szeregu innych zawodów, w tym wielu międzynarodowych. Wygrywała w kraju na zarośniętych już dzisiaj trasach FIS I i FIS II w rejonie Kasprowego, a także w Szczyrku, na Skrzycznem, w Karpaczu i Krynicy. Startowała w barwach trzech klubów: SN PTT 1907 Zakopane, AZS Zakopane i "Wisła-Gwardia" Zakopane. Była wielokrotną mistrzynią Polski: w zjeździe (1946, 1948, 1950, 1953), slalomie (1954), slalomie gigancie (1953), w kombinacji alpejskiej (1948). W niektórych publikacjach podaje się 7, w innych 8, a nawet 9 tytułów mistrzowskich. Wielokrotnie zdobywała także wicemistrzostwo kraju i brązowe medale MP. Startowała w latach 1945 - 57 (łącznie przez 12 lat). Po raz ostatni w marcu 1959 r. podczas Mistrzostw Polski na Skrzycznem, na których zajęła trzecie miejsce w biegu zjazdowym, swojej ulubionej konkurencji.

Nie sposób wymienić wszystkich sukcesów. Na stokach zwracała uwagę nie tylko znakomitą jazdą, ale także urokiem osobistym i szerokim uśmiechem, który widać niemal na każdej zachowanej z dawnych lat fotografii.

...Zwracała uwagę nie tylko znakomitą jazdą, ale także urokiem osobistym i szerokim uśmiechem.
Fot. Z archiwum Wojciecha Szatkowskiego

Niestety nie miała szczęścia do zagranicznych wyjazdów, wyjeżdżała stosunkowo rzadko i nie została powołana do kadry na Zimowe Igrzyska Olimpijskie 1952 w Oslo. Jakaż była jej satysfakcja, gdy na Mistrzostwach Polski pokonała wszystkie olimpijki z ówczesnej kadry. Udowodniła, że start w Oslo się jej z pewnością należał. - Dopiero gdy zapisała się do „Wisły-Gwardii”, klubu milicyjnego, zaczęła częściej wyjeżdżać za granicę - wspomina syn Wojciech. - Wcześniej rzadko ją wypuszczano z kraju, gdyż była córką przedwojennego producenta nart.

Dwa razy w ciągu kariery sportowej złamała nogę, raz podczas wyjazdu do szwajcarskiego Davos. Red. Marian Matzenauer tak pisał o tym wydarzeniu: - Ponieważ nie chciała o tym zawiadomić rodziców, nic nie wiedzieli o jej wypadku. Pewnego dnia, gdy wniesiono ją na noszach do domu i zobaczyła przerażony wzrok rodziców, już od drzwi krzyczała "Nic mi nie jest" ("Kronika śnieżnych tras"). Po sportowych latach pozostały znajomości z koleżankami z kadry; z Basią Grocholską, Marią Bachledą-Curuś, Marią Kowalską, Marią Szatkowską, Teresą Kodelską i innymi. Jednocześnie, obok świata nart, który ją fascynował, rozwijała się, zdobywała wykształcenie i ukończyła wydział architektury na Politechnice Krakowskiej, uzyskując dyplom inżynierski.

Była także brązową medalistką akademickich mistrzostw świata 1951 r. w slalomie gigancie. Popularna "Mama" Bujak, jak ją nazywały młodsze kadrowiczki i koleżanki (gdyż miała już wtedy, jako czynna zawodniczka, syna Wojciecha), była w kadrze polskich alpejek i alpejczyków w latach 50. Była osobą bardzo lubianą i szanowaną. Maria Szatkowska wspomina: - Kiedyś "Mama" Bujak startowała z papilotami, czyli lekko zagiętymi pręcikami do zakręcania włosów, przodkami wszystkich lokówek. Papiloty miała schowane pod czapką, żeby nie było ich widać. Na trasie miała jednak upadek i wtedy spadła jej czapka. Zażenowana zaistniałą sytuacją pytała: - gdzie moja czapka? Była zawsze uśmiechniętą, bardzo koleżeńską osobą, zawsze przyjacielsko ustosunkowaną do ludzi.

Ostatni raz na zawodach rangi Mistrzostw Polski pojawiła się w 1959 r. Po zakończeniu kariery sportowej zajęła się pracą zawodową. W ostatnim czasie choroba spowodowała, że gasła niemalże w oczach... Pozostawiła w smutku całą rodzinę, synów Wojciecha i Piotra, oraz zakopiańskie środowisko sportowe. Pozostały dyplomy, zdjęcia i pamiątki po Pani Ani, z czasów, kiedy narty były z drewna, ale ludzie z żelaza.

Wojciech Szatkowski