Menu
- Artykuły
- Ludzie
- Szlaki
- Zobacz trasy narciarskie
- Profile
- Prywatyzacja PKL - opinie
- Olimpiada w Tatrach - opinie
- Konkursy
- Galeria zdjęć
- Filmy
- Pogoda
Współpraca
Zaloguj się
Ludzie
Między Sejmem a Tatrami
Dodano: Wtorek, 10 wrzesień 2013 / Ilość wyświetleń: 9102Marta Fogler. Mimo, że urodziła się w Warszawie, to Zakopane, Kasprowy Wierch i Tatry są jej bardzo bliskie. W mieście pod Giewontem spędza prawie połowę roku. Myśli o przeprowadzce pod Tatry na stałe. Prezes Towarzystwa Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody, posłanka na Sejm IV kadencji, czyni od lat starania o rozwój narciarstwa w Polsce. Prywatnie: mężatka, ma czworo dzieci (Karolina, Michał, Filip, Melania). Trójka najstarszych posiada stopień instruktorski z narciarstwa. Zapalona narciarka i turystka tatrzańska.- W jaki sposób związała się pani z Zakopanem? To miejsce jest dla pani bardzo ważne, podobnie, jak narty – pani wielka miłość.
- Urodziłam się w Warszawie. Moi rodzice pochodzą z Krakowa, ale dziadkowie – rodzice mojej mamy, na początku lat 30, przenieśli się z Krakowa do Zakopanego. Mieszkali na zboczu Gubałówki. Na nartach jeździli moi dziadkowie, moi rodzice poznali się … na nartach, na Gubałówce. Ja na nartach jeżdżę od dziecka, z przerwą na młodzieńczy bunt.
- Czy obecnie często pani przyjeżdża do Zakopanego?
- Kiedy tylko mogę. Ze względu na to, że przewodniczę Towarzystwu Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody, mam tu bardzo dużo zajęć. Kasprowy i Tatry to moja miłość. Bardzo dużo chodzę po górach, a zimą oczywiście jeżdżę na nartach, zawsze w Zakopanem. W Alpach jeździ się super, ale tutaj jest moje serce.
Kuźnice po zejściu z Kościelca. Ponieważ tego samego dnia byłam jeszcze na Świnicy (musiałam zawrócić z powodu zatoru - akcja TOPR) to już tylko mogłam leżeć / Fot. Archiwum Marty Fogler
- Co spowodowało, że włączyła się pani w prace w samorządzie Warszawy, a następnie Sejmie? Z wykształcenia jest pani filologiem. Skąd polityka w pani życiu?
- Rodzina moja nie miała przygody z socjalizmem. Dziadek zginął w Katyniu. Byłam wychowana w poczuciu, że komuna to obce ciało, narzucone nam z zewnątrz. W związku z tym działałam w podziemiu, następnie w Solidarności. Na uczelni (UW) byłam szefową NZS-u na Wydziale Neofilologii. Przy pierwszych wolnych wyborach w 1989 roku nie kandydowałam, byłam za młoda i miałam troje małych dzieci, prowadziłam firmę, ale pomagałam bardzo przy kampanii do Sejmu i rok później w kampanii prezydenckiej Tadeusza Mazowieckiego. Stąd potem Unia Demokratyczna, Unia Wolności, Platforma Obywatelska… to była naturalna droga. Stąd polityka. Chociaż pierwsze represje – śmieję się - były już w szkole, gdy tłumaczyłam kolegom, inną niż wówczas uczono, historię Powstania Warszawskiego i prawdę o mordzie w Katyniu…
W 1994 roku zostałam Radną Rady Warszawy, a w 2001 roku Posłem na Sejm z ramienia PO. W Sejmie pracowałam w Komisji Europejskiej, w Komisji Spraw Zagranicznych, byłam delegatem do Zgromadzenia Parlamentarnego, Rady Europy oraz Konwentu Europejskiego. Konwent składał się ze 100 osób. Każdy kraj – członek UE lub też oczekujący na przyjęcie do UE – miał swoich reprezentantów, z Polski było nas sześcioro. Polska delegacja to: prof. Edmund Wittbrodt, prof. Genowefa Grabowska, prof. Danuta Hübner, prof. Janusz Trzciński, Józef Oleksy i ja. Przewodniczącym Konwentu był Prezydent Valéry Giscard d’Estaing. Wśród członków było wielu byłych prezydentów, premierów, ministrów - znanych postaci z całej Europy. Przygotowywaliśmy projekt Konstytucji Europejskiej, który otwierała prof. Wittbrodta i moja Preambuła, na temat wartości chrześcijańskich, tej samej treści, jak w naszej konstytucji – godząca wierzących i niewierzących, ale mówiąca o chrześcijańskich korzeniach Europy.
Nie byłabym sobą, gdyby moja sejmowa działalność nie była także związane z narciarstwem. W Sejmie założyłam Zespół Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody. Chcieliśmy przeprowadzić takie zmiany legislacyjne, które sprawiły by, że można byłoby u nas jeździć na nartach „po ludzku”. Zespół promował przyjęcie projektu ustawy „prawo szlaku” autorstwa mecenasa Janusza Długopolskiego z Krakowa. Niestety, nie było wówczas woli i większości politycznej do przegłosowania tych rozwiązań, ale przynajmniej wielu posłów dowiedziało się, jak wygląda stan narciarstwa w Polsce, jakie stoją przeszkody prawne ku temu, by narciarstwo się rozwijało. Udało nam się jednak nie dopuścić do wprowadzenia wielu szkodliwych zapisów np. w Ustawie o Ochronie Przyrody, które skutkowałyby tym, że kolejka na Kasprowy oraz koleje w Kotłach Goryczkowym i Gąsienicowym w ogóle musiałyby zostać zlikwidowane, bo takie pomysły też niestety były.
- Czy nie ma sprzeczności w nazwie Towarzystwa? Czy można uprawiać narciarstwo zjazdowe i lobbować za inwestycjami narciarskimi, jednocześnie nie szkodząc przyrodzie? Szczególnie, jeśli chodzi o tak małe przecież Tatry?
- Oczywiście, że nie ma sprzeczności. Uważam, że w Polsce inwestycje narciarskie powinny być realizowane tak, jak dzieje się to w całym świecie, z poszanowaniem zasad ochrony przyrody, ale bez fanatycznej wrogości do narciarzy. Na Kasprowym na tablicy wisi napis ,,Nie wierzę takim obrońcom przyrody, u których miłość do przyrody przeniknięta jest nienawiścią do człowieka”- Ojciec Jacek Salij. Piękne i mądre słowa. Nasze stowarzyszenie opowiada się za humanistyczną filozofią ochrony przyrody. Nie wolno człowieka, jako najważniejszej przecież części ekosystemu, wyrzucać poza obszary przyrodnicze, mające istotne znaczenie dla jego rozwoju fizycznego, kulturowego i duchowego. Zakopane przed wojną było piątym ośrodkiem narciarskim na świecie. A dziś? Marzy nam się olimpiada, a nartostrady z Kasprowego dośnieżane są przy pomocy łopat. Turystów w Tatrach ubywa, szczególnie zimą. Uciekają do Austrii, Francji, na Słowację, a niebawem pewnie i do Rosji, gdzie powstaje super nowoczesny ośrodek.
- Ale Kaukaz jest kilkakrotnie większy niż Tatry.
- Dlatego oni budują kolej na kilka milionów osób, a u nas kolejka wywozi zimą zaledwie 360 osób na godzinę, a z tego 1/3 to narciarze. Może warto by wprowadzić proste ułatwienia wyjazdowe dla narciarzy, np. na Kasprowy, przez 2 godziny rano wjeżdżają tylko narciarze. I narciarze by skorzystali, i PKL (wyciągi na szczycie). A na pewno nie powinno się latem (a raczej przez 8 miesięcy) zmniejszać przepustowości kolejki o połowę, ale to już inny, nie narciarski temat.
- W takim razie – o ile przeszłyby konieczne zmiany legislacyjne – jak pani widzi przyszłość narciarstwa?
Przede wszystkim trzeba zwalczać wszelkie bariery ograniczające rozwój narciarstwa, a zwłaszcza bariery prawne. Bez nowoczesnych rozwiązań prawnych i legislacyjnych nie będzie rozwoju gmin górskich, a co za tym idzie nowoczesnego narciarstwa, zarówno tego wyczynowego, jak i turystyki oraz rekreacji narciarskiej. By zrozumieć te problemy oraz to, o czym mówimy, warto wrócić także do przeszłości, głównie do mapy i tras narciarskich wyrysowanych przez Tadeusza Zwolińskiego w 1936 roku. Zobaczymy na nich wyrysowanych wiele szlaków narciarskich z Kasprowego Wierchu, nie licząc tras biegowych. Są to również trasy ski-tourowe, może spróbowalibyśmy przywrócić to, co już było. Piękny tekst napisał inż. arch. Stanisław Karpiel pod wymownym tytułem „Rozwój i agonia narciarstwa w Polsce”. Dodając Kasprowego, Gubałówkę i Butorowy Wierch - można powiedzieć, że „rozwijamy agonię”. Trzeba temu położyć kres. W 2012 r. było omawiane w Sejmie, na razie nie skutecznie, prawo przesyłu. W projekcie tej ustawy jest zapis, dotyczący urządzeń liniowych celu publicznego (są to inwestycje konieczne dla funkcjonowania całego państwa, jak drogi, wodociągi, telekomunikacja, lotniska, itd), pamiętajmy, że koleje linowe też są inwestycjami liniowymi. Gdy budowano kolejkę na Kasprowy, Gubałówkę i górę Parkową, w rozporządzeniach rządowych dotyczących tej budowy było wyraźnie napisane, że są to urządzenia pożytku publicznego, służącego celom transportowym, komunikacyjnym i turystycznym.
- Ale czy dzisiaj tak nie jest ?
- Ustawowo nie jest to nigdzie zapisane. A przecież nie rozwinęłoby się tak np. Pasmo Gubałowskie gdyby nie kolejka na Gubałówkę. Od zawsze kolejka ta służyła także jako środek transportu mieszkańcom Gubałówki, Zębu, Starego i Nowego Bystrego i innych miejscowości. Ale w końcu przewożenie turystów to jest także cel publiczny, nie gorszy od codziennego transportu mieszkańców. Proszę ponadto zobaczyć, jak się rozwinęły i rozbudowały tamte tereny. Jeżeli przyjmiemy, że koleje linowe to urządzenia liniowe użytku publicznego, wtedy można ustanawiać służebność gruntową pod budowanie wyciągów. Ale to nie znaczy, że te tereny byłyby całkiem wyłączone z użytkowania. Po pierwsze daleka jest droga od wybudowania kolei linowej do powstania trasy narciarskiej. Po drugie ustanowienie służebności, tak jak w Europie, byłyby rekompensowane odszkodowaniami.
Należy przede wszystkim postawić sobie pytanie: czy turystyka jest celem publicznym?
- Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Skoro celem każdego państwa jest zachowanie życia i ochrona zdrowia obywateli to przecież turystyka i sport służą bez wątpienia przedłużeniu życia i zachowaniu zdrowia. Drukuje się wielkie ilości ulotek np: „biegaj po zdrowie”. Tymczasem ludzi nie trzeba do tego przekonywać, tylko trzeba im stworzyć warunki. A przecież zimą narty to naturalny sport i rekreacja.
- Czy jeśli ta ustawa o prawie przesyłu przejdzie, to otworzy ona drogę do zapisania w formie ustawy prawa szlaku?
- To jest inna ustawa, ale niezwykle ważna dla rozwoju turystyki i sportu. Pozwalająca na ustanawianie służebności gruntowej za odszkodowaniem dla właścicieli pod tworzenie szlaków turystycznych, w tym także tras narciarskich. Dawniej w górach obowiązywało zwyczajowe prawo mówiące o tym, że „po świętym Michale paście krowy i owce choćby po powale i z tego uciecha do św. Wojciecha”. Czyli, że po 29 Września do 23 kwietnia grunty (rolne pastwiska itp.) stawały się ogólnodostępne. Ustawowo gruntów rolnych nie wolno grodzić, a na Gubałowce stoją płoty grodzące stoki narciarskie i nielegalnie sadzi się drzewa. Tu potrzebne jest rozwiązanie systemowe. Dlatego popieramy projekt mec. Janusza Długopolskiego ,,Prawo Szlaku”. Lobbowanie za tym projektem i takimi rozwiązaniami to istotna część naszych działań.
Im więcej mówi się o narciarstwie, tym lepiej. Już w tej chwili mówi się bardzo dużo. Jeszcze 10 lat temu powszechne było: „a, co tam narty w Polsce, my jeździmy do Włoch”. Ale świadomość społeczeństwa zaczyna się zmieniać, tym bardziej, że sami mieszkańcy gmin górskich widzą, co się dzieje. Bez turystyki gminy górskie ubożeją. Ile u nas stoi pustych pensjonatów? A co się zimą dzieje na Kasprowym? W Kuźnicach jest horror – trzeba czekać w kolejce do kolejki, ale później na Gąsienicowej już tego horroru nie ma. Mamy jedną kolejkę – a co za tym idzie – ograniczone możliwości, by dostać się wyżej, do kolejek krzesełkowych. Gdyby w Kuźnicach działała kolej gondolowa, np. na Rówienki Kondrackie, a dalej było więcej wyciągów, bardziej różnorodnych, nowoczesnych, to nie byłoby tych problemów. Jeszcze jeden poważny problem dla Kasprowego to dośnieżanie. Z niewiadomego powodu TPN nie chce się na to zgodzić, a przecież dośnieża się trasy narciarskie wszędzie na świecie, również w parkach. W górach wody nie brakuje. Śnieżenie nie jest niczym sztucznym, to tylko zmiana stanu skupienia wody. Nowoczesne urządzenia są ciche i nie szpecą krajobrazu.
Posiadam kopię mapy tras narciarskich wokół Kasprowego Wierchu autorstwa Tadeusza Zwolińskiego z 1936 roku. W rejonie Kasprowego – od Czerwonych Wierchów po Zawrat – wyrysowane są liczne trasy narciarskie! Oczywiście nie wszystkie są zjazdowe, niektóre to trasy ski-tourowe i biegowe. Wokół Doliny 5 Stawów Polskich wytyczone są trasy biegowe. Trasy są podzielone na całkowicie bezpieczne oraz takie, które wiodą w terenie zagrożonym lawinami – te dostępne są tylko w pewnych okresach czasu. Wszystko zrobione jest z głową. Rok temu temu byłam na Słowacji, w Tatrzańskiej Łomnicy i Szczyrbskim Plesie, by zobaczyć, jak przygotowywane są u nich trasy narciarskie, jak przygotowany jest teren do sztucznego śnieżenia. Strumyczki zostały uregulowane, na trasach narciarskich – na kamieniach - leżą pasy, takie bandaże. Dzięki temu śnieg doskonale się na tym trzyma, nie osuwa się. Jest zbiornik retencyjny, którego działanie oparte jest na recyclingu. Woda do niego spływa, używana jest do produkcji, śniegu i ponownie spływa do zbiornika. To jest stale ta sama woda, cykl zamknięty. Trzeba to ludziom uświadomić, bo wielu myśli, że wodę z wodociągów ciągnie się w Tatry i jeszcze dodaje się do niej środków chemicznych. A dośnieżanie można robić używając wody naturalnej.
- Jakie Towarzystwo Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody ma możliwości i narzędzia, żeby lobować w sprawach, o których pani mówi?
- Działamy w sposób otwarty. Jesteśmy zarejestrowani jako organizacja lobbingowa przy Sejmie. Jesteśmy zapraszani na posiedzenia komisji sejmowych, które obradują nad problemami związanymi z narciarstwem. Mamy możliwość opiniowania, zabierania głosu na posiedzeniach komisji. Jesteśmy co prawda organizacją non profit – nie prowadzimy działalności gospodarczej i nie stać nas na kosztowne kampanie, ale staramy się wpływać na opinie i działania władz różnych szczebli. Byłam parlamentarzystką, radną, znam prawo samorządowe, umiem się poruszać w Sejmie w aktach prawnych. Wśród członków Towarzystwa jest wielu znanych pasjonatów narciarstwa, w tym wielu znanych prawników, którzy robią dobrą robotę dla całego środowiska narciarskiego. Jest bardzo wiele osób z Warszawy, Krakowa, ale też i Bielska, Gdańska, Sopotu, Poznania. Ale chyba najwięcej jest z Zakopanego. Działamy otwarcie i współpracujemy ze wszystkimi, którzy mają taką wolę. Bardzo dobrze układa nam się współpraca z Kancelarią Prezydenta, Starostwem Powiatu Tatrzańskiego i Samorządem Zakopanego, Samorządem wojewódzkim, z PKL oraz z wieloma organizacjami, którym na sercu leży rozwój narciarstwa.
- A z lokalnymi środowiskami, tu pod Tatrami?
- Również współpracujemy, z tym, że niektóre osoby – bo nie środowiska – są nieprzekonywalne. Najczęściej to jest to góralskie „nie bo nie”, o którym niedawno pisał Redaktor Jerzy Jurecki w Tygodniku Podhalańskim - „nie będą jeździć po moim, bo nie!” Gdybyśmy wszyscy mieli takie podejście, w Polsce nie byłoby dróg, lotnisk… , bo każda ziemia jest lub kiedyś była czyjaś.
To ludzie stąd przygotowali dla naszego stowarzyszenia opracowanie pt. „Resort Narciarski Kurortu Tatrzańskiego”, to Staszek Karpiel, Andrzej Bachleda-Curuś, Edward Budny i Janek Modrzewski są autorami tego cennego materiału, będącego swoistym raportem w sprawie rozwoju narciarstwa na Podhalu. To są kompleksowe wytyczne dla planowego rozwoju, przyjęte w ostatnim roku, jako dokument bazowy przez samorządy wszystkich szczebli. Przekazaliśmy te materiały TPN-owi, PKL-owi i wszystkim, którym leży na sercu rozwój gmin górskich. Autorzy to od lat członkowie władz naszego Towarzystwa. Dobrze układa się nam współpraca z PSNiT-em , „Naszym Kasprowym” i wszystkimi, których ta wspólna sprawa jednoczy.
- Z którym miastem jest pani bardziej związana – z Zakopanem czy Warszawą?
- Z Zakopanem – nie mam wątpliwości!
- Nie ma pani planów przenosin?
- Tak, absolutnie tak! Mam takie plany.
- A może ma pani plany pracy w zakopiańskim samorządzie?
- Nie, ponieważ nie zostanę zaakceptowana jako osoba nie-stąd. Każdy ma swoje miejsce. Odpowiada mi to co robię.
- Dziękuję za rozmowę.