Menu
- Artykuły
- Ludzie
- Szlaki
- Zobacz trasy narciarskie
- Profile
- Prywatyzacja PKL - opinie
- Olimpiada w Tatrach - opinie
- Konkursy
- Galeria zdjęć
- Filmy
- Pogoda
Współpraca
Zaloguj się
Artykuły
Ostatnie szusy
Dodano: Poniedziałek, 26 maj 2008 / Ilość wyświetleń: 5938Na ulicach Zakopanego turyści w krótkich spodenkach i T-shirtach. Dlatego widok człowieka objuczonego dość ciężkim plecakiem i nartami budzi niemałe zdziwienie. Sezon narciarski 2007/2008 czas jednak kończyć i pożegnać się na sześć miesięcy z nartami...
W górach jest sporo jeszcze śniegu, zwłaszcza w Tatrach Wysokich, ja kieruję się jednak w stronę przeciwną, ku Kondratowej. Turystów jest niewielu. Podchodząc do góry na fokach, myślę o ludziach związanych z Tatrami i dawnych, przedwojennych zakończeniach sezonów narciarskich - z końca lat 30, świetnie opisanych przez Wandę Gentil-Tippenhauer i Stanisława Zielińskiego w legendarnej książce "W stronę Pysznej".
Odbywały się one w czasach Bednarskiego, Oppenheima, Zdyba i Ziętkiewicza, przeważnie w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Organizował je klub SN PTT przeważnie tam, gdyż w "Piątce" było zawsze o tej porze mnóstwo śniegu, albo w słynnej, dzisiaj niestety zamkniętej dla narciarskiej braci Pysznej. Przez Zawrat ciągnęła grupa młodych zawodników z Henrykiem Bednarskim "Bednarzem" na czele. Przez Zawory, z południowej strony, wracała kompania Oppenheima. Od Morskiego Oka przez Szpiglasową zjeżdżała sznurem narciarska młodzież, prowadzona przez niestrudzonego klubowego instruktora - "Wujka" Ritterschilda. Od strony Roztoki, windując się przez próg Siklawy, prowadził swoich senior narciarzy – pionier narciarstwa, zdobywca południowej ściany Zamarłej Turni, świetny taternik - Stanisław Zdyb. Cały dzień trwały zawody, wspólne wycieczki pod Szpiglasową i Kostury, a Bronek Czech popisywał się szusem Szerokim Żlebem z Koziego Wierchu.
Przy schronisku szopka z wykorzystaniem wyciętych w kartonie postaci, symbolizujących ludzi znanych w zakopiańskim światku narciarzy, np. Karola Stryjeńskiego, płka Wagnera, braci Bujaków i innych (przynosił je zdaje się Franciszek Bujak), dobre humory, znakomita atmosfera. Wieczorem wspólna kolacja w schronisku Krzeptowskich, a atmosfera przyjaźni udzielała się ludziom. Słychać było do późna tęskne polskie i słowackie melodie, harmonia szaleje, wino leje się strumieniem, ludzie siedzący wokół stołów, nie dość że mocno spaleni słońcem, to szeroko uśmiechnięci, szczęśliwi. Takie były zakończenia sezonu w latach 30. Historia zatoczyła koło. Tak samo przecież było na zawodach Piotra Malinowskiego, gdzie niektórzy zakończyli swój sezon. Najpierw świetnie zorganizowane zawody, potem uroczysta wspólna kolacja, śpiewy, tańce, swawole - nic się nie zmieniło. No i dobrze, że tak jest.
Dość wspomnień. Czas wrócić do realnego świata. Jeszcze ostatnie ruchy nart. Jest... Osiągam szczyt. Zdejmuję po raz ostatni w tym sezonie foki, no i patrzę na otaczający mnie górski świat.
Cisza. Wiatr lekko powiewa, przyjemnie chłodzi lekko spocone czoło i plecy. Ostatni zjazd, firn strugą tryska spod nart. Po dojechaniu do Kamienia trzeba ładować narty na ramię i znosić je do Kuźnic. Jeszcze tylko ostatnie piwko w schronisku u Skupniów, jakże zasłużone, i marsz w doliny. Do następnego sezonu!! Oby był równie dobry, i równie długi jak ten.