Menu
- Artykuły
- Ludzie
- Szlaki
- Zobacz trasy narciarskie
- Profile
- Prywatyzacja PKL - opinie
- Olimpiada w Tatrach - opinie
- Konkursy
- Galeria zdjęć
- Filmy
- Pogoda
Współpraca
Zaloguj się
Artykuły
Mistrzyni nart slalom przez życie...
Dodano: Wtorek, 19 styczeń 2010 / Ilość wyświetleń: 5830Gdyby ludzkie życie porównać do dwóch przejazdów slalomu specjalnego to jednym takie przejazdy wychodzą lepiej, innym gorzej, niektórzy wypadają nawet z bramek... Jej w życiu wyszło wszystko: wspaniała rodzina, udane życie, zarówno sportowe, bo była świetną narciarką, ale także rodzinne. Tylko śmierć córki Ani jest tym wspomnieniem, o którym mówi bardzo rzadko... "Bacha", "Basia", "Basieńka" - narciarka, poetka, wspaniała kobieta. Warszawianka, mieszkająca przy ul. Strążyskiej w Zakopanem. Jaka jest? Posłuchajcie. Było to w Cortinie d Ampezzo, podczas zimowych igrzysk, po slalomie gigancie. Podczas tej ulubionej dla niej konkurencji Barbara Grocholska upadła i doznała bolesnej kontuzji ręki. Nie potrafiła w ręce utrzymać kijka. A za trzy dni miał być rozegrany zjazd. Wtedy lekarz dał jej zastrzyk jako blokadę, a trener Pani Basi, Stefan Dziedzic bandażami i gumami przymocował kijek... na stałe do ręki naszej zawodniczki. Barbara Grocholska wystartowała i zajęła 17. miejsce, a jej walka na olimpijskiej trasie biegu zjazdowego, była walką nie tylko z trudnościami trasy, lecz także z samym sobą: z własnym bólem, a jej wynik i postawa sportowa wzbudziły w Cortinie sensację i powszechne uznanie, nie tylko w polskiej ekipie...Barbara Grocholska urodziła się 24 sierpnia 1927 roku w Warszawie, ale większą część życia spędziła w Zakopanem. Po powstaniu warszawskim 1944 r. w którym wzięła czynny udział, znalazła się w Zakopanem. Tu zaczęła najpierw pracować w restauracji na Kasprowym Wierchu. Pewnego dnia zobaczyła podczas treningu biegu zjazdowego świetnego alpejczyka - Stefana Dziedzica. Jego dynamiczny i niezwykle szybki przejazd zrobił na niej ogromne wrażenie. Postanowiła, że będzie jeździć na nartach i w latach 50. znalazła się w reprezentacji Polski. Po latach trenował ją ten, którego obserwowała na Kasprowym Wierchu - Stefan Dziedzic. Można śmiało powiedzieć, że Barbara Grocholska - Kurkowiak była jedną z najlepszych narciarek w Polsce i na trasach alpejskich w latach pięćdziesiątych, kiedy wielokrotnie znajdowała się w czołówce podczas międzynarodowych zawodów narciarskich. Przez kilkanaście lat była też czołową alpejką Polski, zdobywając w konkurencjach alpejskich 25 tytułów narciarskiej mistrzyni Polski . W konkurencjach alpejskich można ją więc śmiało nazwać "królową polskich tras". Kiedyś tak opisywała swoje wrażenia wywołane szybkością zjazdu, swojej koronnej konkurencji. "Czasami jadąc czułam radość z prędkości, która zawsze mnie fascynowała " często podczas zjazdu powtarzałam w myślach: szybciej! szybciej!?. Jeździła ostro, po męsku,"na krawędzi ryzyka", stąd częste kontuzje, upadki, złamania, a nawet wstrząs mózgu. Ostatni tytuł mistrza Polski zdobyła w zjeździe w roku 1968, pokonując zawodniczki młodsze od niej o kilkanaście lat. Była kimś wybitnym nie tylko na narciarskich trasach, ale także jako trenerka i matka. Po zakończeniu kariery została trenerką w klubie "Start" Zakopane i pracowała z młodzieżą przez ponad 20 lat. Opiekuńcza, punktualna, wzbudzająca autorytet potrafiła swoim przykładem i zaangażowaniem dzieciom zaszczepić "radość płynącą z nart", bo narty to sport, ale i zarazem wielka zabawa. Krzysztof Gądek, wnuk "Dziadka" Marusarza, wspomina wspólne treningi z Panią Basią z wielkim sentymentem. Dla wyrobienia odwagi trenerka brała maluchy pod próg Wielkiej Krokwi i na plastikowych nartach maluchy zjeżdżały w dół szusem, wśród nich śmigał także Krzysiu. Tą radość z przebywania na śniegu i obcowania z piękną tatrzańską przyrodą starała się Barbara Grocholska - Kurkowiak podarować dzieciom, które trenowała. i udało się jej, gdyż większość jej wychowanków wspomina wspólne treningi z "trenerką Basią"jako wielką przygodę i zabawę na śniegu. Zacznijmy jednak jej historię od momentu, kiedy to, pewnego ranka 1945 r., z okna pociągu jadącego do Zakopanego, zobaczyła po raz pierwszy w życiu grzebień górski Tatr. To wydarzenie zmieniło jej życie...
Tatry zobaczyła góry po raz pierwszy w 1945 roku, gdy po klęsce powstania warszawskiego przyjechała pod Giewont. W powstaniu walczyła w pułku szwoleżerów AK pod pseudonimem "Kuczerawa". Pseudonim ten uzyskała z powodu swoich kręconych włosów. W Zakopanem pracowała z początku jako kelnerka na Kasprowym Wierchu, a na nartach jeździła początkowo, jak wspominają autorzy Kroniki śnieżnych tras, na Polanie pod Krzyżem, niedaleko Kuźnic, gdzie uczyła się narciarskiego "abecadła". Były to czasy w których narciarstwo polskie odradzało się po długich sześciu latach wojny. Wtedy też na Kasprowym nie było tzw. "ratraków" i innych urządzeń do ubijania śniegu i zajmowali się tą czynnością "deptacze", kierowani przez Zdzisława Motykę. Gdy po zawodach przejeżdżała przed szpalerem "deptaczy", pozdrawiała ich podnosząc rękę i krzycząc "dziękuję za przygotowanie trasy!". Ponieważ była bardzo sprawna fizycznie, jeździło się jej dobrze, a potem zapisała się do klubu SN PTT, a potem do CWKS. W barwach tego klubu startowała przez ponad 10 lat. Pierwszy jej ważny start miał miejsce podczas Pucharu Kolejek Linowych na Kasprowym Wierchu. Nieoczekiwanie zajęła trzecie miejsce, za Anną Bujak i Zofią Wawrytkówną - które były kadrowiczkami. Pierwszy jej wyjazd zagraniczny to zawody o Puchar Tatr w Czechosłowacji w roku 1950. W rok później zdobyła pierwszy tytuł mistrzyni Polski w biegu zjazdowym i kombinacji alpejskiej. W tym samym roku na Akademickich Mistrzostwach Świata w Poiana Stalin zdobyła tytuły mistrzowskie w biegu zjazdowym i slalomie.
Trenowali ją: przedwojenny zjazdowiec Jan Lipowski, potem Stefan Dziedzic i Tomasz Gluziński. W środowisku zakopiańskim przyjęła się bardzo szybko ze względu na niepospolite cechy charakteru, zawsze pogodna, uśmiechnięta, jednocześnie 'bojowa" na stoku, otwarta na kontakty z innymi ludźmi. Taka jest do dzisiaj. Jej koleżanka z kadry, Maria Szatkowska wspomina: "To właśnie dzięki Basi panowała w kadrze wspaniała atmosfera. Była dla nas kimś wyjątkowym, kimś, komu zawsze można było zaufać, zwierzyć się. Ta przyjaźń przetrwała zresztą wiele lat". Maria Szatkowska wspomina, że kiedy kadra polska otrzymała nowe, wyczynowe narty od właściciela firmy "Kästle" to na spotkaniu z właścicielem firmy Barbara Grocholska wręczała mu opasek bacowski. Powiedziała przy tym: - Jest Pan jak nasz bohater Janosik, bo tak jak on zabiera Pan bogatym, a daje biednym. Wśród wspomnień z narciarskich lat miłe chwile spędziła z koleżankami z Aleksandrem Bobkowskim - twórcą kolejki linowej na Kasprowy Wierch, w jego mieszkaniu w Szwajcarii. Cała polska kadra została doń zaproszona na herbatę. Spośród zawodników tamtego okresu szczególnie ciepło wspomina Włodzimierza Czarniaka: "to był szalenie miły chłopak, który bardzo lubił moje dzieci. Miał ciężki wypadek na trasie zjazdowej w Chamonix we Francji w roku 1962. Wtedy założyliśmy "klub wstrząsowców", czyli zawodników, którzy mieli ciężkie upadki i wstrząsy mózgu: jego "prezesem" był Włodek, potem Marysia Szatkowska i ja" - wszyscy bowiem mieliśmy wstrząsy mózgu podczas upadków na trudnych trasach alpejskich".
Tak, to prawda, wyczynowe uprawianie narciarstwa w tamtych latach wiązało się także z ciężkimi kontuzjami. Trasy na których jeździła, były najtrudniejszymi jakie wydała światu Matka Natura, szybkie, czasami oblodzone -stąd o wypadek nietrudno. Sprzęt był inny niż dzisiaj, kaski ochronne wprowadzono dopiero po Cortinie (1956), narty początkowo nie posiadały wiązań bezpiecznikowych. Mimo to odwagi jej i koleżankom nigdy nie brakowało... W kadrze dziewcząt jeździły wtedy Maria Kowalska, Anna Bujak, którą koleżanki nazywały "Mamą Bujak?"(córka Franciszka Bujaka), Marysia Gąsienica-Daniel, Zofia Brodkiewicz, Zofia Wawrytko i Anna Kubic - to były cudowne lata dla Pani Barbary. Ze względu na wspaniały sposób spędzania czasu: na śniegu, w najpiękniejszych miejscach, gdzie można było jeździć na nartach, z dala od szarzyzny panującej w kraju. W narciarstwie zdobyła szereg sukcesów: jest 25-krotną mistrzyni Polski: w zjeździe (1951, 1955, 1957, 1959, 1961,1963, 1965, 1968), slalomie (1958, 1960 ? 1963), slalomie gigancie (1956 ? 1958, 1960, 1963) i kombinacji (1951, 1961, 1963, 1965. Olimpijka (1952 i 1956). Ponadto była wielokrotną wicemistrzynią kraju w wyżej wymienionych konkurencjach, do dzisiaj żadna z polskich narciarek nie poprawiła rekordu Pani Barbary jeśli chodzi o ilość tytułów mistrzowskich w konkurencjach alpejskich. Uprawiała narciarstwo w okresie powojennym, w jakże trudnych warunkach, gdy brakowało nart, kijków, skafandrów, ale nigdy woli walki... "Barbara Grocholska-Kurkowiak zajmuje w historii narciarstwa polskiego miejsce szczególne, nie tylko ze względu na wyniki. Należy do pokolenia, które rozpoczęło uprawianie tej dyscypliny tuż po II wojnie światowej, a więc w warunkach niezwykle trudnych. Dlatego też uzyskiwane przez nią sukcesy nabierają specjalnego znaczenia w szerszym kontekście...". To prawda. Narciarstwo wtedy było także ucieczką od szarości kraju w jakże inny, kolorowy świat narciarskich kurortów Europy Zachodniej, takich jak Grindelwald, St. Moritz, Wengen, Kitzbühel, Soelden i innych. Wielokrotnie namawiano ją i jej koleżanki do donoszenia na siebie i podobnych "usług" na rzecz Urzędu Bezpieczeństwa - nigdy z nich nie skorzystała, twierdząc, że się do tego nie nadaje. Od tych "panów" zachęcających do współpracy i szarzyzny uciekaliśmy w inny, piękny świat - w góry -mówi Barbara Grocholska.
Z powodzeniem startowała w licznych zawodach międzynarodowych, gdzie w konfrontacji ze światową czołówką zajmowała miejsca w grupie dziesięciu najlepszych zawodniczek. Tak było między innymi w Grindelwaldzie (1957 r.), gdzie zajęła 4 miejsce w slalomie. Dzięki temu jej zdjęcie znalazło się na okładce szwajcarskiego "Die Woche". Jeździła niezwykle odważnie, dynamicznie, "po męsku". Jako jedyna polska narciarka została zauważona przez autorów "Encyklopedii sportu', wydanej w Monako w 1960 r.
Podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Norwegii w Oslo zmieściła się w 15-ce najlepszych narciarek świata i w biegu zjazdowym, swojej ulubionej konkurencji była 13., a w slalomie specjalnym wywalczyła 14 miejsce. Uważa te wyniki za sukces, były to bowiem początki jej kariery narciarskiej. Był to sukces polskiego narciarstwa zjazdowego. Starty z orzełkiem na ramieniu przeżywała bardzo silnie i wspomina: "Pamiętam, że podczas Pucharu Tatr w Czechosłowacji, w trakcie biegu zjazdowego, wypadłam z trasy. Przepisy pozwalały jednak kontynuować zjazd. Kiedy gramoliłam się ze śniegu, byłam autentycznie zażenowana, że mnie, reprezentantkę Polski, "poniosło w las". Zasłoniłam więc na wszelki wypadek orzełka...".
Przed Olimpiadą w Cortinie nasze alpejki wzbudzały sensację mieszcząc się w dziesiątce najważniejszych zawodów w narciarstwie alpejskim w Grindelwaldzie, Kitzbühel i innych. Maria Kowalska wygrała w Grindelwaldzie slalom gigant. Można powiedzieć, że nasze alpejki należały do światowej czołówki. Podczas slalomu giganta w Cortinie upadła przed metą i doznała bolesnej kontuzji ręki. Mimo to poprosiła trenera o przywiązanie ręki bandażem do kijka i stanęła na starcie trudnego biegu zjazdowego, zajmując w nim 17. miejsce - odwaga warta przypomnienia. W gigancie Marysia Gąsienica Daniel i Barbara Grocholska miały upadki na trudnej olimpijskiej trasie. Grocholska upadła tuż przed metą i doznała bolesnej kontuzji ręki. Trener Dziedzic wspomina: "Na trzeci dzień zjazd. Basia dłonią nie włada -lekarz daje zastrzyk jako blokadę,. Idziemy na start. Biorę z hotelu z kuchni gumę do weków - kucharz nie może wyjść z ciekawości po co mnie to potrzebne, ale ja nie mogę tego mu wytłumaczyć (mówi tylko po włosku), że tymi gumami i bandażami przywiążę dłoń Basi do kijka. Stok slalomowy bardzo trudny, a w dodatku w poprzednim dniu była odwilż i cała trasa jest zalodzona. To niedobrze! Podchodzimy w górę oglądając pierwszy przejazd slalomu...Pierwsza startuje Marysia Daniel, a my nie lubimy lodu, u nas w Tatrach nie ma w zimie tras tak zlodowaciałych. Na trzeciej bramce Marysia kładzie się na wewnętrzną nartę - leży! Mało z tego, na stromym zlodowaciałym stoku leci kilkanaście bramek w dół na plecach. Patrzę, czy wstanie ? Wstaje - płacze - kiwam jej: Trudno ! zejdź na bok. Pozostała już tylko Marysia Kowalska. Ustalamy, że jedzie ostro, ale uważnie. Tak startuje. Po kilkunastu bramkach za załomem terenu znika mi z oczu - czekam na wynik. Na tablicy podają czas - jest szósta! To bardzo dobrze ! Zjeżdżam na metę, dziewczęta stoją obok Marysi - cieszą się wraz ze mną, ale teraz drugi przejazd. Na starcie ustalamy taktykę, jest jedna, jedziesz na całego, albo, albo... Startuje - jedzie doskonale, wstrzymuję oddech, inni trenerzy ze zdumienia kiwają głowami - myślę: czy nie za szybko ? Znika mi za załamaniem terenu - wiem, że tam jest ten łokieć (tak nazywało się bardzo trudne miejsce trasy W.S) i nagle widzę jak tyczki slalomowe wylatują w górę, już wiem co się stało. Złapała tyczką nartę-leży, koniec marzeń o medalu, a tak byliśmy blisko. Zjeżdżam na metę, moje stadko trzech dziewcząt zbite w kupkę z opuszczonymi głowami - płaczą. Mam łzy w oczach, trudno, nie wyszło - zjeżdżamy do hotelu. Najlepszy wynik wśród zjazdowców ma Andrzej Roj, 15-ty. Na jakże trudnej trasie zjazdowej zwyciężył Toni Sailer z Austrii. Moje dziewczęta w innych konkurencjach słabo - w granicach 20-35 miejsca, ale w Cortinie jednak przeżyliśmy też wielką radość, po zdobyciu przez Franka Gąsienicę Gronia brązowego medalu w kombinacji norweskiej (Stefan Dziedzic, Moje wspomnienia olimpijskie).
W tym samym roku poślubiła Roberta Kurkowiaka, zawodnika WKS i inżyniera architekta. Państwo Kurkowiakowie mają cztery córki: Barbarę (ur. 1957), Elżbietę ( ur. 1958), Annę (ur. 1967) i Marię (ur. 1969). Jedna z nich, Ania, zginęła w wypadku samochodowym. Barbara, Elżbieta i Maria jeździły na nartach, ale nie osiągnęły już takich wyników jak ich matka. W 1973 r. Elżbieta Kurkowiak (Start Zakopane) zdobyła brązowy medal na MP w narciarstwie alpejskim. W 1974 r. zdobyła srebro za Jolantą Szczerbą z WKS Legia Zakopane.
Przed Zimowymi Igrzyskami w Squaw Valley (1960) "Bacha" odniosła kontuzję podczas treningu we Włoszech, w Cervinii, gdzie przygotowywała się do zawodów wraz z Włodzimierzem Czarniakiem. Uszkodzenie wiązadeł w stawie kolanowym i noga "poszła" do gipsu. Zjeżdżała w opatrunku gipsowym i wzbudzała sensację, ponieważ niektórzy nie wierzyli w jej kontuzję i upewniali się o niej dopiero pukając w gips. Niestety na swoją trzecią olimpiadę nie pojechała, ponieważ ze względu na trudności finansowe kadra polskich zjazdowców, między nimi Barbara Grocholska - Kurkowiak, została w domu. A szkoda, bo czuła się wtedy w doskonałej formie. Startowała aż do 1968 roku. Żałuje, że wtedy, w latach 50. i 60., nie było w kadrze psychologów, którzy by pomogli przezwyciężyć zawodniczkom przedstartowe zdenerwowanie. Ale i tak lata spędzone na nartach i w górach uważa za najpiękniejsze w swoim życiu.
Co to znaczy być mistrzem? W sporcie, bo o nim jest mowa, tym wymiarem mistrzostwa jest wynik: 24. medale na Mistrzostwach Polski, dwie olimpiady, tytuły akademickiej mistrzyni świata - uprawniają do tego by powiedzieć, że Pani Basia z pewnością spełniła swoje sportowe ambicje i marzenia. Spełniła się w sporcie mimo ciężkiej choroby - astmy, która z pewnością ograniczała jej wrodzoną sprawność fizyczną. Barbara Grocholska-Kurkowiak osiągnęła w życiu jednak coś o wiele więcej -mistrzostwo w człowieczeństwie - spełnienie się w życiu jako osoba wrażliwa na otaczający ją świat. To coś więcej niż tylko mistrzostwo sportowe, które przemija i gdy kończy się karierę, czasami pozostaje pustka... A właśnie wtedy, gdy sport wyczynowy skończył się w jej życiu, znalazła coś innego, nowe wartości, którym oddała się z wrodzoną sobie energią - spełniła się w innych dziedzinach życia, jako matka, żona, trenerka i poetka. Próbą dla Pani Barbary była tragiczna śmierć jej córki Ani. Pamiętam Anię doskonale. Ania była chyba jedną z najweselszych dziewcząt, jakie znałem, otwarta na innych jak jej rodzice, nigdy nie widziałem jest smutnej, miała takie wesołe ogniki w oczach, tak jak matka była osoba niesłychanie wrażliwą... Była "oczkiem w głowie" swojej mamy. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła na wszystkich informacja o jej śmierci. Mimo tego, że Pani Basia bardzo ciężko przeżyła to doświadczenie ze strony losu, to jednak potrafiła jak to się mówi "stanąć na nogi". W swoim tomiku wierszy "Pod otwartym niebem" dedykuje Ani kilka wierszy. Oto jeden z nich:
Do Ani
Jeszcze raz i jeszcze raz
i jeszcze
płaczę i płakać będę
w tej twojej nieobecności
cały ból ziemi spotykam
a równocześnie
wszystkie wzruszenia serca
i radość
które i nas ogarniały.
Barbara Grocholska - Kurkowiak nadal jeździ na nartach, jest osobą niezwykle pogodną i pełną werwy jak za czasów narciarskich startów. Jest w sezonie zimowym instruktorką w szkole narciarskiej pod Nosalem w Zakopanem. W 1999 r. startowała w jubileuszowym "slalomie pokoleń" -zawodach AZS na Kasprowym. Nie udało się jej pokonać swego dawnego trenera Stefana Dziedzica, gdyż miała upadek. Z przyjemnością zajmuje się też rodziną, a zwłaszcza wnuczką. Na koniec jeszcze jeden wiersz Barbary Grocholskiej-Kurkowiak, jednej z największych talentów w historii polskiego narciarstwa alpejskiego, wychowanki WKS i aż 24. krotnej mistrzyni Polski. W 1999 r. nakładem Polskiego Komitetu Olimpijskiego ukazał się tomik wierszy Barbary Grocholskiej - Kurkowiak "Pod otwartym niebem", w którym autorka przelała na papier swoje uczucia z lat startów, związane z przebywaniem w świecie śniegu i gór oraz refleksje na temat życia. "Bacha" nadal angażuje się w najważniejsze wydarzenia, związane z dziejami polskiego narciarstwa. Bierze też udział w spotkaniach w schronisku na Hali Kondratowej i Kasprowym Wierchu, które organizuje Rafał Sonik. Dla niej bowiem przygoda z nartami nie skończy się nigdy...
Na nartach w Montgenevre
Z nawisem
lawiną runąć
łukiem przeciąć trzęsawisko
skrzydłami pyłu
lotną chwytać równowagę
żłobić bruzdy
tańcem
okrążać drzew filary
rytmicznie powtarzać wzory
do krwi wrzenia
chrapania płuc...
Barbara Grocholska- Kurkowiak
Wyniki sportowe: Tytuły mistrzyni Polski zdobyła 25-krotnie: w biegu zjazdowym (1951, 1955, 1956, 1957, 1959, 1961, 1963, 1965), slalomie (1953, 1958, 1960-1963), slalomie gigancie (1956-1958, 1960, 1963), slalomie gigancie rozegranym zamiast zjazdu (1968) i kombinacji alpejskiej (1951, 1956, 1961, 1963, 1965). 6-krotna wicemistrzyni kraju w zjeździe (1950, 1953), slalomie (1956-1957) i kombinacji (1958, 1974). Uczestniczka MŚ (1958 Badgastein - 17 m. w slalomie), trzykrotnie zdobywała medale w Akademickich Mistrzostwach Świata 1951 Poiana Stalin: 1 m. (zjazd), 2 m. (slalom); 1953 Semmering: 3 m. (slalom gigant). 2-krotna triumfatorka zawodów o Wielką Nagrodę Słowacji w slalomie gigancie (1956) i slalomie (1958). Zdobywczyni 4 miejsca w zawodach w Grindelwald (1957 - slalom). Także 9-krotna zwyciężczyni Memoriału B. Czecha i H. Marusarzówny w latach 1950-1960. Tuż przed zakończeniem kariery sportowej (1968) poświęciła się pracy szkoleniowej (od 1967) kończąc studia trenerskie w krakowskiej WSWF (działała głównie z młodzieżą szkół podstawowych będąc dla niej nie tylko nauczycielem zjazdów, ale także wychowawcą). Działaczka ruchu olimpijskiego (od 1999 członek zarządu Małopolskiej Rady Olimpijskiej w Krakowie). Poetka, autorka tomiku wierszy "Pod otwartym niebem" (Warszawa, 1999), uhonorowana pierwszą nagrodą za pracę pt. "Slalom gigant" w konkursie na wspomnienia olimpijskie zorganizowane przez PKOl i Ministerstwo Kultury (1965). Zasłużona Mistrzyni Sportu. Małżonka Roberta Kurkowiaka, inżyniera architekta, zawodnika WKS Legia (1956) i matka czterech córek: Barbary (1957), Elżbiety (1958), Anny (1967) i Marii (1969). Wszystkie panie jeździły na nartach, ale nie osiągnęły wyników takich jak ich matka (tylko Elżbieta Kurkowiak ze Startu Zakopane zdobyła srebrny i brązowy medal MP - konkurencje alpejskie - w latach 1974 i 1973). Mieszka w Zakopanem. Bibliografia: Głuszek, Leksykon 1999, s. 203; Pawlak, Olimpijczycy, s. 87; MES, t. 1. S. 194; Zdebska, Mistrzowie nart, s. 62-67; Porada, Igrzyska, s. 833, 841; Fischer, Kronika, s. 204-206; Iskier przewodnik, s. 438; Zieleśkiewicz, Encyklopedia, s. 72, 355 - 358; Szatkowski, 50 lat WKS Zakopane, s. 215-223; Grocholska-Kurkowiak B., Pod otwartym niebem, Warszawa 1999 (Wydawnictwo Heliodor). ZIO 1952 Oslo: zjazd - 13 m. na 42 start. z czasem 1.54,1 (zw. Austriaczka T. Beiser -Jochum - 1.47,1); slalom spec. - 14 m. na 40 start. z czasem 2.20,3 (zw. Amerykanka A. Lawrence - 2.10,6); slalom gig. - zdyskwalifik. za ominięcie bramki. ZIO 1956 Cortina D'Ampezzo: zjazd - 17 m. na 47 start. z czasem 1.51,7 (zw. Szwajcarka M. Berthod - 1.40,7); slalom gig. - 30 m. na 49 start. z czasem 2.05,5 (zw. O. Reicher, ORO/RFN - 1.56,5).